Szczęście nie jest przecież stanem wiecznym. Zresztą też i nie okresowym. Szczęście to po prostu taki skurcz serca, którego doznaje się czasami, kiedy człowieka przepełnia taka radość, że wprost trudno ją znieść. Znika równie szybko jak się pojawia. I nie ma go, dopóki nie nadejdzie znowu, by sprawić, że człowiek uzna życie za najwspanialszy dar. Bo czasem trzeba się uśmiechnąć. Tak mimo wszystko, spróbować na nowo żyć. Przestać żyć w klatce zbudowanej z mieszanki wspomnień i niespełnionych marzeń. Dać z siebie wszystko. Dla siebie i tych, którzy są warci naszego uśmiechu.Coś się zmienia. Chyba na lepsze. Tylko męczy mnie bezsenność. Godzinę przed snem, jakoś do pierwszej w nocy słucham muzyki. Leżę i przy tym myślę. Wyłączam się, ale mój umysł nie śpi. Niekiedy dziwnie się czuję. Niby jest okej, ale od środka czuję ból. W dodatku mam pewien problem.. miłosny? Jakkolwiek to nazwać, nie jest to teraz najważniejsze..
Akcja za podziękowanie koncertu Green Day się udała. Zaczęłam też pisać opowiadanie. Jakoś się plecie, będzie dobrze. Musi być.

ciekawe rozważanie nad szczęściem - choć nostalgia jak widzę przysłania nieco powierzchnię po której zamierzasz się z tym szczęściem oswajać - zawsze lubiłem taki nastrój kiedy ewidentnie daje się przechodzić ze skrajności w skrajność - od euforii do płaczu - przezywając wszystko bardziej i bardziej - wrażliwość to ona nas określa.. to dla niej jesteśmy wstanie wiele znieść a bez niej stajemy się tylko kolejnym numerem statystycznym w wyścigu szczurów.. od lat pisze wiersze - ukrywając się z tym - jestem pozerem jak większość - pod przykrywką twardziela działam we własnym niczym niezagrożonym hermetycznym świecie i tak mi jest najlepiej - żeby przeżyć to co los niesie jak tylko najpoprawniej się da. dać z siebie wszystko to tylko stan umysłu.. miłego dnia
OdpowiedzUsuń