Na tonącym fortepianie
Chłód spowija moje oczy
Ranię Ciebie dla osłody
Nie odpowiem za łzy Twoje
Bo mam usta pełne wody
Płynę z niesłyszalną groźbą
Czarnym krzykiem czarnej rzeki
I nie ujdzie ze mnie oddech
Bo wstrzymałam go na wieki
Liczę raz
Zanurzam ręce
Liczę dwa
Przechodzą dreszcze
Raz ostatni łapię zapach
Póki mogę łapać jeszcze
Liczę trzy
Zamykam oczy
Czerń zalewa moje skronie
Dłonie lecą już przed siebie
Co ma wisieć nie utonie
Liczę cztery
Chcę umrzeć
Ale powiedz mi dlaczego
Zresztą chyba już za pónno
Nie wiem gdzie jest dno, gdzie niebo
Jednak tonę
W toni głuchej
Rzeka ścina
Tętno w żyłach
Łykam bo już czas zapomnieć
O płynących w przód godzinach
Zegar staje
Staje oddech
Krew pulsuje
Głucho w dziczy
Nogi się tylko miotają
Jakby spuszczone ze smyczy
Niech miotają, to nic nie da
Cisza toni wolę kruszy
Siła nasiąkniętej złości
Ściąga ciało w odmęt duszy
Czarna czarna czarna rzeka
Czego chciałam ? Sama nie wiem
I tak leżę zanurzona
Między dnem, a snem, a niebem...

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz