Strzepując
co rano
resztki snu z powiek,
zakładam maskę,
patrząc na świat
oczami ironii...
Milion różnych
sytuacji co dnia,
ja w każdej
inna,
sztuczna, niewinna,
z inną maską
do każdej z nich...
Ucząc się uśmiechu,
uczę się drwiny
i smutku,
wplątując się
w tok wydarzeń
bez szczęśliwego końca...
Brak we mnie
uczuć prawdziwych,
szczerego szczęścia.
Jak robot przesyłam
co dnia
grymas uśmiechu
bez serca...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz